От същия автор

Бюлетин „Либерален преглед в неделя“

Pin It

2021 03 Zlatko Inerview Poland

Dominika Kardaś: Przeczytałam w jednej z Pana biografii, że Pana książki sprawiły, że jest Pan „dobrze znany, ale nie kochany, w swoim kraju“.

Zlatko Enev: Cóż, to prawda, że gdy tylko „Requiem dla nikogo“ zostało opublikowane, zostało odebrane jako obraza narodu bułgarskiego. Ale, szczerze mówiąc, nie było to dla mnie zaskoczeniem. Myślę, że jest to normalna reakcja każdego kraju, każdego narodu, który został uderzony w miękkie podbrzusze przez wersję swojej historii napisaną przez kogoś, kogo nie może zaakceptować, ponieważ prawdopodobnie postrzega ją jako bardzo, bardzo haniebną.

Dominika Kardaś: Więc było wiele dyskusji, kiedy Requiem dla nikogo zostało opublikowane w 2011 roku?

Zlatko Enev: Nie bardzo. Specyfiką Bułgarii i powodem, dla którego Bułgarom nie podobały się moje książki, jest sposób, w jaki traktują rzeczy, które postrzegają jako wstydliwe. Inaczej niż w Polsce, gdzie ludzie wszczynają wielkie dyskusje, a kiedy coś się dzieje, słyszy o tym cały świat. W Bułgarii, kiedy coś się dzieje, ludzie wkładają swoją historię za pupę i siedzą na niej tak długo, aż się udusi. I nic się nie dzieje. Tak właśnie było z „Requiem dla nikogo“: książka została wydana, było kilka rozmów, a ponieważ jestem tam znany, prowadzę magazyn, który jest powszechnie czytany, ludzie o tym słyszeli. Ale nigdy nie było żadnego znaku, że Bułgarzy przyjęli tę książkę. Zniknęła jak kamień w bagnie – plop! – i to wszystko. Ale rozumiem to, nie jestem zły na moich ludzi – oni żyją po swojemu, a ja byłem nieobecny przez bardzo długi czas, więc wielu z nich nie akceptuje mojej pracy: „On odszedł i stał się jakimś wielkim facetem w stylu zachodnim i próbuje nam mówić nasze drogi?!“.

„Requiem dla nikogo“ rzeczywiście opowiada o bardzo bolesnym momencie w bułgarskiej historii – zaczyna się w latach 80. od pewnego rodzaju „kulis“ procesu przymusowej asymilacji mniejszości tureckiej, po którym nastąpiła jej masowa emigracja.

Mówiąc wprost, ostatnie badania na ten temat pokazują, że ten proces „asymilacji“ był przerażająco podobny do tego, co działo się z Żydami w nazistowskich Niemczech przed 1938 rokiem. Nie wsadziliśmy Turków do komór gazowych, ale wszystko to, co Niemcy zrobili Żydom – zrobiliśmy Turkom. Odebraliśmy im godność ludzką, zmieniliśmy im nazwiska i zmusiliśmy do niemówienia w ich języku, zmieniliśmy nawet zapisy. Zmieniono podręczniki historii, aby wymazać wszystkie tureckie nazwiska! Ponieważ ogólne wyjaśnienie było takie, że ci Turcy to tak naprawdę Bułgarzy, którzy w ciągu 500 lat panowania osmańskiego stracili swoją tożsamość. Mogą myśleć, że są Turkami, ale tak naprawdę są Bułgarami! A my przywracamy im to, kim są naprawdę. Oczywiście, oni nie byli Bułgarami, byli tylko etnicznymi Turkami, którzy pozostali w naszym kraju po upadku Imperium Osmańskiego. I byli prześladowani od pierwszego dnia. Historia nienawiści jest bardzo, bardzo długa i mniej więcej co 20 lat następuje fala pewnego rodzaju prześladowań Turków, głównie o charakterze ekonomicznym, ale nigdy nie była ona tak dotkliwa – aż do lat 80-tych, kiedy to naprawdę próbowano ich zniszczyć.


Small Ad GF 1

Czy Bułgarzy rozmawiają na ten temat publicznie? Czy uczą swoje dzieci o tym, co się wtedy działo?

Faktem jest, że szeroka publiczność w Bułgarii jest wciąż uczulona na ten temat. W szkołach jest on tylko wspomniany, jak w paragrafie. Nie ma prawdziwej dyskusji. Chociaż ostatnio – jak już wspomniałam – pojawiło się kilka bardzo ważnych badań naukowych na ten temat. W przypadku Bułgarii chodzi o to, że ideologia narodowa została zbudowana wokół idei nienawiści do Turków. Prawdopodobnie była to konieczność historyczna w latach osiemdziesiątych XIX wieku, kiedy zostaliśmy wyzwoleni przez Rosjan. Po wyzwoleniu kraju nast±piła separacja na mocy traktatu berlińskiego w 1878 roku – Bułgaria została podzielona na kilka kawałków. Był to czas wielkiej narodowej frustracji i istniała potrzeba zjednoczenia ludzi przed wojną, która była wtedy nieunikniona – i stało się to 20 lat później, wojną na Bałkanach.

Może to zabrzmi bardzo cynicznie, ale to mogło być wtedy konieczne – ponieważ najłatwiejszym sposobem na zjednoczenie ludzi jest nienawiść, daj im kogoś do nienawiści, a zjednoczą się jak nigdy dotąd. I to zadziałało. Problem w tym, że zostaliśmy dotkliwie pobici we wszystkich późniejszych wojnach i to zamieniło się w wieczną ranę. Nie jest już widoczna, ale Bułgaria nadal bardzo cierpi z powodu przekonania, że nigdy nie osiągnęliśmy tego czy tamtego… A kto jest winny? Turcy, oczywiście! Mamy nawet taki narodowy dowcip: Cudzoziemiec przyjeżdża do Bułgarii. Dlaczego autobus się spóźnia? – pyta. No wiesz, 500 lat tureckiego jarzma. Aha, a dlaczego winda nie działa? Wiesz, 500 lat tureckiego jarzma. W Bułgarii wszystko jest 500 lat pod tureckim jarzmem. Ale tu pojawia się prawdziwy żart: Wiecie dlaczego Turcy są tacy źli? Ponieważ przez 500 lat specjalizowali się w Bułgarii.

W latach 80-tych mieszkałeś jeszcze w Bułgarii. Jak Pan pamięta tamte wydarzenia?

Miałem około 25 lat w czasie, gdy w Bułgarii miał miejsce proces asymilacji. I pamiętam do dziś, z takim głębokim wstydem… To było takie małe, senne miejsce, wszyscy byli tacy ospali, i nagle – whoa! To było jak w filmie o Drakuli, kiedy nadchodzi ciemność i on budzi się, aby pić twoją krew! I to wszystko było takie… brzydkie. Najbardziej wstydliwe wspomnienie, jakie mam, dotyczy mojego ojca, najukochańszego ojca, jakiego znałem, łagodnego człowieka, którego bardzo kochałem. Pewnego razu siedzieliśmy razem, a on powiedział do mnie: „To jest słuszne, mój chłopcze, robimy to, co słuszne. Bo inaczej oni nas pochłoną – mają tyle dzieci… A ten kraj jest bułgarski i oni muszą stać się Bułgarami. Nie gniewaj się z tego powodu“. A ja na to: „Boże, tato, o czym ty mówisz?!“. I to było wszystko, to były czasy czystego szaleństwa.

Jeśli chodzi o fakty, to moja książka jest fikcyjną historią. Ale reakcja ludzi, którzy ją czytają, jest zawsze taka sama: „Rany boskie, przecież to absolutna prawda, tak było!“. Dlatego za motto przyjąłem cytat „Połowę czasu po prostu zmyślam, a i tak okazuje się, że to prawda!“.

Moje wrażenie po przeczytaniu Twojej książki było takie, że „Requiem dla nikogo“ tak naprawdę obrazuje kraj, który ma bardzo brutalną historię, a ta przemoc wpisała się w jego struktury i została po cichu zaakceptowana. Czy zgadzasz się z tym?

Бюлетин „Либерален преглед в неделя“

Bułgaria jest krajem południowym. To gorące miejsce, które tworzy bardzo szczególną atmosferę i bardzo szczególny klimat geograficzny. W moim osobistym odczuciu Bułgaria jest bardziej podobna do takich miejsc jak południowe Włochy niż na przykład do Polski. Kiedy czytam opowiadania Eleny Ferrante, czuję się jak w domu – tu jest moje miejsce, tu się urodziłam. To jest dokładnie to samo miejsce, ludzie są tak zżyci, że nie można się wyrwać, a jednocześnie jest ono pełne agresji i przemocy.

Ale to nie jest tylko opowieść o Bułgarii. To jest sposób, w jaki wciąż działa ludzka kondycja. Nasze najgłębsze emocje, irracjonalność, którą w sobie nosimy, wydają się być głęboko związane z ideą przemocy. Oczywiście, to się zmienia, są poważni współcześni naukowcy, tacy jak Steven Pinker, którzy naprawdę udowadniają, że według statystyk i faktów przemoc w historii ludzkości maleje, pomimo faktu, że mamy coraz bardziej efektywną broń masowego rażenia. Pozostaje jednak faktem, że przemoc jest nieusuwalną częścią naszej ludzkiej kondycji, naszej kultury, naszego sposobu życia. Jest to oczywiście opowieść o Bułgarii, ale jest to również opowieść o tym, jacy wszyscy jesteśmy. To nie jest historia o „nich“, to jest historia o „nas“.

Cóż, twierdzisz, że to opowieść o „nas“, ale to, co mnie uderzyło, to fakt, że „Requiem dla nikogo“ jest pełne przemocy wobec kobiet, zazwyczaj przemocy seksualnej: kobiety są maltretowane, gwałcone i zabijane przez mężczyzn, którzy chcą je zdyscyplinować i pokazać swoją dominację. Dlaczego?

W Bułgarii było wiele reakcji, głównie ze strony młodych kobiet, które były bardzo zdegustowane tą historią, mówiły, że to brudna książka, rodzaj brudu, którego nie dotknęłyby w żadnych warunkach. I to jest duży problem, bo jeśli ludzie skupiają się tylko na bułgarskiej części tej historii, to ja robię mojemu krajowi bardzo złą przysługę. Nie taki był mój cel. I nigdy nie zgodzę się, że moja historia jest tylko o Bułgarii.

Moje ogólne odczucie dotyczące tej historii jest takie, że nie ma w niej dobrych postaci – z wyjątkiem Marii, ale ona ma wokół siebie coś w rodzaju religijnej aureoli, jest jak święta. Jest ofiarą, została złożona w ofierze, a to stawia ją w pozycji, która jest poza dobrem i złem. Jest po prostu nietykalna. Ale nie ma pozytywnych postaci męskich. I to nie jest coś, co wybrałam czy postanowiłam.

Mężczyźni tacy jak Angeł czy sędzia Kartałow używają seksu jako środka do zdobycia władzy. To jest naganne, ale w pewnym sensie zrozumiałe. Ale Nikoła – ten facet to prawdziwy potwór, dewiant seksualny i psychopata. Czy zgodzisz się, że jest on symbolicznym zgniłym owocem narodu bułgarskiego?

Nie sądzę, by Nikola był przykładem czegokolwiek więcej niż siebie samego i swojej osobistej historii. I co ważniejsze: nie uważam, że jest aż tak wielkim potworem. To znaczy, robi w tej książce wiele potworności, ale… Przede wszystkim jest prosta rzecz w pisaniu – jeśli nie jesteś w stanie utożsamić się ze swoimi bohaterami, poczuć się jak oni, postawić się w ich sytuacji, nie możesz stworzyć żadnej przekonującej historii. Flaubert powiedział: „Madame Bovary to ja“ i ja też bym powiedział: „Nikola to ja“. Wiele z impulsów, które opisuję w tej książce, wiele rzeczy, zwłaszcza z dzieciństwa Nikoli – są całkowicie autobiograficzne. Przydarzyły się mnie, a nie komuś innemu. Więc dla mnie historia Nikoli jest opowieścią o tym, co mogłoby mi się przydarzyć, gdybym nie miał gdzieś tam w górze tego Dobrego Anioła, który po prostu nie pozwolił, by moje życie potoczyło się w ten sposób.

Nie uważam też, że Nikola jest przedstawicielem Bułgarii czy swojego pokolenia. Jest po prostu człowiekiem, który miał pecha, że nigdy w życiu nie otrzymał właściwej rady od właściwych ludzi. Nie „urodził się taki“. To fatalistyczny punkt widzenia – a ja wierzę, że zawsze jest jakaś alternatywa. Przykładem tej alternatywy jest moje odczucie – na pewno mogę odczuć i mogę opisać wszystkie te sceny, bo nie są one obce mojej fantazji. Ale to oczywiście nie czyni ze mnie żadnego potwora. Zresztą, niekiedy dostawałem bezpośrednie pytania: Czy jest pan zboczeńcem seksualnym? Jak możesz myśleć i pisać o czymś tak okropnym? Centralna scena książki, scena gwałtu, jest tak malownicza i tak okrutna, że ludzie nie mogli uwierzyć, że normalny człowiek może coś takiego wymyślić. Zwykle odpowiadam: ty decydujesz.

Tak czy inaczej, „Requiem dla nikogo“ to także historia zemsty. W końcu Maria nie tylko dostaje swój własny głos i staje się współnarratorką, ale także mści się na swoim oprawcy.

Z tym zakończeniem wiąże się bardzo poetycka i bardzo fantastyczna historia, którą Wam opowiem. Ale jest to w 100% prawda, niczego nie zmyślam. Napisanie tej książki zajęło mi 5 lat, 2006-2011, co było dla mnie bardzo nietypowe. Zazwyczaj, kiedy zaczynam coś pisać, kończę to dość szybko. Ale z tą historią było poważne utrudnienie. W momencie, kiedy dotarłem do scen całej tej graficznej, brutalnej przemocy, nagle poczułem, że nie mam języka, żeby to opisać. Były one tak niewiarygodnie okrutne i nieludzkie, że bez względu na to, w jaki sposób próbowałbym to ująć, brzmiałoby to albo skrajnie medycznie, jak opisywanie procedury medycznej, albo jak rynsztokowa gadanina. A ja wiedziałem, że oba sposoby są całkowicie nie do przyjęcia. Nie wiedziałam, jak to napisać, zwłaszcza sceny z Marią w trzeciej części książki. Miałam w głowie obrazy, ale nie umiałam tego napisać. I ta książka przeleżała w mojej szufladzie kilka lat. Potem stało się coś dziwnego, i to jest prawdziwy cud. Pewnego dnia we śnie, było to wczesnym rankiem, nie byłem ani śpiący, ani obudzony, gdy nagle przyszła do mnie Maria i powiedziała coś w rodzaju: „Wiesz, wykonałeś już swoją pracę. Pozwól, że ja to przejmę. Teraz moja kolej na mówienie“. I wtedy w moim śnie zaczęła opowiadać historię swojego gwałtu. I to było takie proste, kiedy to opowiadała! To była zupełnie inna historia. Nie wiem, jak to brzmi w polskim tłumaczeniu, ale w bułgarskim naprawdę brzmi tak fajnie, tak dowcipnie, kiedy ona mówi. Co więcej, Maria posługuje się językiem bułgarskiego folkloru. A ten – jak każdy folklor – jest wyrazem wielkiego bólu i smutku, i wykształcił specjalny język. Rozmowa Marii jest jak pieśń ludowa, jest w niej ten rytm. Nie wiem, czy da się to przenieść na inny język…

Nie mówię po bułgarsku, ale w polskim tłumaczeniu rzeczywiście słychać różnicę w języku Marii i języku głównej narracji.

Chciałabym pogratulować tłumaczce, pani Hannie Karpińskiej. Jestem jej naprawdę wdzięczny, że przez 10 lat walczyła o to, by ta książka ukazała się w Polsce. Czapki z głów, ma moją dozgonną wdzięczność. Nie wierzyłem, że to się stanie, kiedyś ona po prostu przyszła do mnie i powiedziała: „Czytam tę książkę i chcę ją przetłumaczyć“. I tak się stało, choć musieliśmy na to czekać 10 lat!

Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałabym Cię zapytać. W swojej książce dużo mówisz o korzeniach i o tym, jak są ważne. Jednak wydaje się Pan dość krytyczny wobec tradycji, która często staje się nośnikiem uprzedzeń, nienawiści i przemocy. Czy uważasz, że jedynym sposobem, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się nienawiści, jest podcięcie własnych korzeni, tak jak zrobiła to Maria?

Korzenie nigdy nie mogą być czymś, co oddziela nas od Innego, chyba że sami zdecydujemy, że nasze korzenie są całkowicie nie do pogodzenia ze światem zewnętrznym, kiedy nie chcemy być dumnymi członkami narodu i jednocześnie obywatelami świata. Właściwie to jest rzecz, która uderza mnie prosto w serce, bo motyw korzeni i ich podcinania lub życia z nimi w obcym miejscu jest z oczywistych powodów jednym z głównych tematów mojego życia. A moja książka jest częścią ogromnej fali literatury pisanej przez ludzi, którzy urodzili się w jednym miejscu, a potem przenieśli się w inne – literatury światowej. Mieszkałem tak długo poza Bułgarią i poza jakimkolwiek miejscem, które mógłbym nazwać ojczyzną, że doszedłem do takiego momentu w moim życiu, w którym całe to gadanie o ojczyźnie, patriotyzmie brzmi dla mnie niewiarygodnie staroświecko. Po prostu nie obchodzi mnie żaden rodzaj patriotyzmu.

Po 30 latach emigracji nadal piszesz o Bułgarii, prowadzisz bułgarski magazyn internetowy – i nie uważasz się za patriotę?

Nie jestem bułgarskim patriotą, nie jestem też niemieckim patriotą i znajduję się w sytuacji, w której naprawdę trudno jest opisać siebie w prostych słowach. Jedynym językiem, którym się posługuję i jedyną kulturą, do której mogę się naprawdę odnieść, jest bułgarski – ale nie identyfikuję się z moją ojczyzną tak długo, że jest ona dla mnie całkiem bez znaczenia. Kiedy tam jadę – jest to po prostu obce miejsce. Myślę, że patriotyzm jest sposobem identyfikacji, który należy do przeszłości i wielu ludzi nie chce tego uznać, boi się tego procesu – i dlatego niektórzy z nich tak bardzo boją się obcokrajowców, tak jak Bułgarzy bali się Turków: „oni tu przyjdą, sprawią, że będziemy inni“. Nigdy bym się pod tym nie podpisał.

 

Pin It

Прочетете още...